Multifood

Ikea, czyli restauracja słabsza od mebli

Przyznam, że nigdy nie rozumiałem fenomenu tłumów oblegających maszyny, w których można zamawiać hot dogi z Ikei, a tym bardziej zadziwiała mnie popularność restauracji w tymże meblowym markecie. Ok, pewnie jak każdy, jadałem te hot dogi, ale prawdopodobnie głównie z powodu ceny oraz  nieświadomości w kwestiach gastronomicznych. To było jednak kilka lat temu. Ostatnio wybrałem się do Ikei na małe zakupy, więc przy okazji postanowiłem na nowo wypróbować kulinarny repertuar w multifoodzie szwedzkiego giganta.


ikea 4

Na sam początek decyduję się zapłacić w automacie za wspomnianego wyżej hot-doga, z którym nie miałem ostatnio najlepszych wspomnień. Na potrzebę relacji wybieram jednak opcję z dodatkami, za całe 2 zł. Jakoś niespecjalnie lubię wszelkiego rodzaju ketchupy i musztardy w tego typu przybytkach. Proszę więc jedynie o cebulkę prażoną, która do fastfoodów pasowała mi od zawsze wybitnie.

Ikea 1

ikea 3Procedurę zna chyba każdy z nas. Płacimy w automacie, podchodzimy do „baru” z paragonem, a pani pełniąca właściwie rolę maszyny wykonującej jeden i ten sam ruch, nakłada parówkę z wody do bułki podgrzewającej się w bemarze, a wierzch posypuje cebulką. Całość samemu można polać ketchupem lub musztardą. Bułka jest dość miękka, nawet nie specjalnie gumowata, natomiast niesamowicie sucha. Parówka długa, wystająca z bułki po obu jej końcach. Smakuje słabo, ciężko właściwie stwierdzić czym, na pewno nie mięsem. Jedynym pozytywnym wypełniaczem hot doga okazała się chrupiąca cebulka.

Po skonsumowaniu hot doga, udaliśmy się na zakupy, gdzie przy samym końcu czekała na nas restauracja, a właściwie bar typu multifood, którego wielkość mocno szokuje.

 

Żeby złożyć zamówienie, a dokładniej wybrać swoje jedzenie z kilku różnych opcji, trzeba wcześniej odstać swoje w kolejce, niezbyt krótkiej zresztą. Po drodze, przesuwając swoją tacę po ladzie, jak w typowym multifoodzie, mamy okazję przyjrzeć się ofercie i wybrać co będziemy chcieli za chwilę jeść.

ikea 7

 

Niezłym pomysłem jest wstawienie do menu opcji małych dań dla dzieci, aczkolwiek już ich jakość pozostawia sporo do życzenia. Może i fileciki z piersi z frytkami za 5,99 zł wyglądają efektownie, ale dla zdrowia dziecka, to raczej słaba propozycja.

ikea 8

 

My decydujemy się na dewolaja z frytkami i brokułami za 14,99 zł w zestawie oraz fileta z łososia z ryżem, ponieważ ziemniaków akurat w tym momencie nie było za 16,99 zł. Idąc dalej, dostrzegłem jeszcze krokiety, które uwielbiam w każdej postaci, więc dobrałem jedną sztukę ze szpinakiem i fetą za 2,49 zł oraz raka, za 3,49 zł za sztukę. Na dokładkę bierzemy jeszcze szklaneczkę, do której za 3,49 zł można dolewać wybrane napoje.

ikea 10 ikea 12

Przyznam, że nigdy wcześniej nie miałem okazji spożywać raków, więc tego jednego przygarnąłem bardziej w formie ciekawostki przyrodniczej i chęci wypróbowania. Jak się okazało, nie było warto. Niestety, raki są zimne, a mięso gumowe. Nie miałem specjalnie przyjemności z jedzenia zimnego raka, więc po kilku gryzach, odpuściłem.

Podobnym przeżyciem okazało się skosztowanie krokieta, a właściwie czegoś, co miało imitować krokieta. Naturalnie także był zimny, pomimo że leżał w bemarze ogrzewającym, a do tego farsz szpinakowo-serowy był jakąś fatalną papką, która na pewno nie była o smaku szpinaku ani fety.

ikea 11

Devolay był słusznych rozmiarów, natomiast walorów smakowych zbyt wielu nie posiadał. O chrupkości zapomniał w momencie, w którym został zdjęty z patelni i wyłożony na blachę. W środku, owszem, był delikatny i soczysty, ale słabiutko doprawiony. Brokuły – podobnie jak raki – wystąpiły w formie dania zimnego, bez jakichkolwiek przypraw, o czosnku nie wspominając. Frytki w jakimś stopniu przypominają te z KFC, ale, podobnie jak reszta, nie są nawet posolone.

ikea 9

Zdecydowanie najlepiej postąpiła moja żona, która zdecydowała się na łososia z ryżem. Łosoś także nie był specjalnie doprawiony, jakby wrzucony po prostu do pieca, ale przynajmniej jego jakość nie postawiała wiele do życzenia. Smaczny, aczkolwiek aż prosił się o odrobinę soli. Udany był także ryż, z marchewką i kukurydzą. Nie był zeschnięty oraz nie kleił się, a jako jedna z niewielu potraw, został lekko doprawiony. O brokułach było już wyżej.

Ogólnie wizyta w IKEI kosztowała nas 43,45 zł za dwa dania, hot doga, raka, picie i krokieta. Niespecjalnie dużo, ale jeśli do ceny przystawimy jakoś produktów, sytuacja wygląda nieco inaczej. Restauracja w Ikei to nic innego, jak typowy multifood, który opisywaliśmy już na przykładach STP, Marche czy Cynamonu. Niestety przejmuje najgorsze cechy tego typu miejsc, czyli właściwie ten sam smak każdej z potraw, niezależnie od tego, jaka to potrawa oraz część z dań bywa zimna. Hot dogi to jeszcze osobna kategoria, najtańszych fastfoodów, których smak niewiele ma wspólnego z czymś dobrym. Oczywiście nie spodziewaliśmy się cudów, ale nie sądziliśmy też, że będzie aż tak źle.

Restauracja IKEA

ul. Czekoladowa 7

 

Le Chef, czyli pyszne przekąski wieczorową porą

Jakiś czas temu natknęliśmy się ze znajomymi na dopiero otwarty lokal zaraz przy Burger Love, który od początku wzbudził nasze zainteresowanie, głównie ze względu na menu oraz lokalizację. Wtedy jednak nie za bardzo mogliśmy usiąść z powodu braku czasu, ale obiecaliśmy sobie, że w najbliższym czasie na pewno się tam udamy. W kolejnych dniach niestety także dość ciężko było nam trafić do Le Chef, a o tym, że w końcu spróbowaliśmy czegokolwiek z ich menu zadecydował przypadek, ponieważ wybraliśmy się do Rynku w innym celu, ale przechodząc obok, nie mogliśmy nie wstąpić.

le chef 1

Le Chef to malutka knajpka, położona w jednym z najbardziej klimatycznych miejsc we Wrocławiu, przy ulicy Więziennej. Gwarną atmosferę, znaną choćby z hiszpańskich uliczek, doskonale obrazują wystawione przed lokalami stoliki wraz z leżakami, przy których właściwie zawsze zasiada komplet klientów. Jak dla mnie, jedno z fajniejszych miejsc w naszym mieście.

10593163_254716871383712_3230131019787966851_n

Przejdźmy jednak do menu, ponieważ przyszliśmy w końcu spróbować czegoś do jedzenia.

le chef 2 le chef 3

Już po pierwszym zerknięciu w kartę, wiedziałem, że moim wyborem będzie jedna z bardzo ciekawych kanapek. Mój wybór padł na Philly Cheese Steak z wolno pieczonym rostbefem, ale jak się okazało, przyszliśmy za późno. Sandwiche wydawane są tylko w godzinach od 8 do 16 czego nie doczytaliśmy. Jako że nie byliśmy nastawieni na duży obiad, postanowiliśmy wybrać trzy przystawki. Pierwszym wyborem okazały się placuszki kukurydziane za 8 zł. Poza tym domówiliśmy kalmary w cieście i prosciutto crudo po 10 zł. Ceny bardzo przystępne, zwłaszcza w tak klimatycznym miejscu.

Dobrym rozwiązaniem jest także możliwość zamówienia do stolika z Le Chef burgerów z Burger Love. Dzięki temu, przychodząc w kilka osób, każdy może popróbować potraw z totalnie innych kulinarnych światów.

Obsługa jest przyjaźnie nastawiona do klientów, działa bardzo sprawnie, za co wielkie brawa mając na uwadze niewielki jeszcze staż Le Chef na wrocławskim rynku gastronomicznym. Nasze tapas zostały podane w przeciągu kilku minut, napoje trafiły na stolik jeszcze szybciej, więc pozostało nam tylko przystąpić do jedzenia.

le chef 4 le chef 7

Placuszki kukurydziane w liczbie trzech zostały podane na drewnianej desce oblane śmietaną oraz z egzotyczna salsą, w której wyczuliśmy mango, szalotkę, pietruszkę, czerwoną cebulę i prawdopodobnie miętę. Salsa okazała się genialna, doskonale orzeźwiająca podczas upałów panujących w stolicy Dolnego Śląska. Słodkość świetnie komponowała się lekką ostrością cebulki oraz kwaskowatą śmietaną. Niestety, nieco gorzej było z placuszkami. Okazały się zbyt twarde. Gdyby były bardzie delikatne, z chęcią skusiłbym się na to danie kolejny raz. Na szczęście to była ostatnia wpadka w Le Chef.

le chef 6

Kalmary podane zostały na identycznej desce jak poprzednia przystawka. Owoce morza nie okazały się typowymi krążkami, a zostały pokrojone w paski, które otoczono delikatną panierką. Obok, jako dodatki, zaserwowano ćwiartkę cytryny do skropienia oraz miseczkę dipu miętowo-ogórkowego. Otrzymaliśmy sześć sztuk soczystych kalmarów z doskonale chrupiącą panierką i naprawdę pysznym sosem. Kalmary nie były twarde ani gumowe, i to one był głównym bohaterem, a nie nadmiernie gruba panierka, której nieco się obawialiśmy. 10 złotych za taką przystawkę to naprawde promocja.

le cheff 5

Kolega zamawiający Prosciutto Crudo okazał się największym wygranym wieczora. Danie tak jak doskonale wyglądało, tak też smakowało. Spora porcja cieniutko pokrojonej szynki, skropionej sosem balsamicznym oraz obsypanej serem Grana Padano oraz rukolą. Właśnie dodatki wyciągnęły jeszcze więcej walorów smakowych z i tak niezwykle aromatycznej i lekko słonawej szynki. Można powtórzyć raz jeszcze – 10 zł za to cudo, to zwyczajnie promocja.

Nie udało nam się w Le Chef zjeść kanapek ani obiadu, ale wyszliśmy bardzo zadowoleni. Tapas okazały się idealnym pomysłem na spędzenie miłego wieczoru w centrum miasta przy pysznym jedzeniu oraz – do wyboru – piwie lub Prosecco. Za taki klimat można oddać wiele, a jeśli w dodatku jest on połączony z dobrym jedzeniem, naprawdę niewiele potrzeba więcej do szczęścia. Wyczekujcie kolejnych relacji z Le Chef, ponieważ na pewno nie odpuścimy sobie okazji do spróbowania kanapek i ryb z menu.

 

Le Chef

ul. Więzienna 31

facebook.com/chefwroclaw

Pobite Gary, czyli oryginalna kuchnia bez wad

Odwiedzając wcześniej kilka wrocławskich restauracji typu multifood, przekonałem się, że nie zawsze warto zatrzymywać się w tego rodzaju miejscach, ponieważ podawane w nich dania – mówiąc delikatnie – zazwyczaj nie są najlepsze. W komentarzach pod tymi wpisami często jednak zachęcaliście mnie, abym udał się jeszcze do Kuchni Pobite Gary, która znajduje się dość daleko od centrum, właściwie na peryferiach Wrocławia, a dokładnie na Sołtysowicach. Słysząc same pozytywne opinie o tym miejscu, musiałem się skusić i, jak się okazało, w przeciągu dwóch dni zawitałem na ulicę Redycką dwukrotnie.

Foto - Facebook Pobite Gary

Foto – Facebook Pobite Gary

Pobite Gary to nie multifood w tym samym znaczeniu co choćby STP czy Kuchnia Marche. Tam płacimy określoną kwotę za to, co sobie nałożymy. W Pobitych Garach codziennie mamy do wyboru kilka dań, z których większość kosztuje 20 zł, inne natomiast 15 zł. Dodatkowo w ofercie znajdują się zarówno ziemniaki oraz ryż, a także kilka surówek i zupa. W tym miejscu nie uświadczymy zwyczajowego menu. Dania przygotowywane są każdego dnia z tego, co akurat dobrego jest w stanie zakupić kucharz.

Kiedy pojawiłem się za pierwszym razem, nieco zszokowała mnie liczba klientów. Pomimo kilku stolików w środku oraz dwóch dodatkowo rozłożonych na ogrodzie, musiałem trochę poczekać, aż zwolni się choć jedno krzesełko. Nie spodziewałem się, że w tak mało popularnej lokalizacji, tak wiele osób może przyjeżdżać na obiad. Jak się jednak okazało, szybko zrozumiałem skąd takie tłumy.

Pierwszego dnia postanowiłem spróbować dwóch dań, za które zapłaciłem 20 zł. Nie miałem ochoty na zupę, choć później żałowałem, że nie skusiłem się na świetnie pachnący żurek. Co wybrałem?

Pobite gary 1

Zdecydowałem się na świetnie wyglądającego dorsza w cieście oraz kurczaka po chińsku z bambusem i czarną fasolą oraz dodatkowo podsmażane młode ziemniaczki i surówkę z białej kapusty. Porcja okazała się ogromna, podana na papierowym talerzyku, co może nieco zaskakiwać in minus. Po pierwszych kęsach szybko jednak o tym zapomniałem.

Dorsz w delikatnym, cieniutkim i chrupiącym cieście nie odbiegał w żaden sposób od ryb podawanych na morzem. Idealnie doprawiony ziołami. Dorsz był soczysty, nie przesmażony, a już ciasto było jak dla mnie genialne. Ładnie odsączone z tłuszczu, fajnie współgrające ze sporym kawałkiem ryby.

Z dorszem bardzo dobrze komponują się lekko podsmażone, nieco tłustawe ziemniaczki. Doskonałe letnie danie i najlepsza ryba, jaką do tej pory jadłem we Wrocławiu.

Druga potrawa, czyli kurczak po chińsku był także bardzo dobrze skomponowany. Słodko-ostre danie z dużymi kawałkami piersi z kurczaka w gęstym sosie z dodatkiem fasoli. Niejeden azjatycki bar mógłby się zawstydzić.

Tego dnia mogłem wybierać jeszcze pomiędzy:

– Tradycyjny panierowany schabowy
– Grillowany filet drobiowy pod szpinakiem
– Wołowina z fasolką szparagową
– Żeberka Hoi sin
– Drobiowa wątróbka z cebulką i papryką

– Gotowany ryż
– Pęczak prażony

– Kapusta biała
– Brokuł z kalafiorem
– Szwedzka z ogórków małosolnych
– Cukinia

Taka rozpiska pojawia się codziennie z rana na facebookowym profilu Pobitych Garów, ułatwiając nam decyzję o tym czy warto wybrać się danego dnia w to miejsce.

Nazajutrz z niecierpliwością wyczekiwałem cóż ciekawego pojawi się w menu PG, ale właściwie bez tego wiedziałem, że zawitam tam raz jeszcze. Tym razem w ofercie pojawiły się takie oto dania:

– Minestrone

– Bryzole ze schabu z warzywami strir&fry
– Greckie wołowe Stifado
– Krokiety z ryżem, szpinakiem i żółtym serem
– Trybowane uda z kurczaka nadziane boczniakami
– Pieczeń rzymska zapiekana pod mozarellą
– Kurczak z chili i świeżym bobem
– Udko z kaczki w śliwkach

– Ziemniaczki gotowane
– Prażona kasza gryczana z cebulą i majerankiem
– Ryż gotowany w kurkumie z słonecznikiem

– Szwedzka z ogórków małosolnych
– Cukinia
– Buraczki
– Kapusta biała

Ponownie odmówiłem sobie zupy, zdając sobie sprawę z tego, jak wielkie są porcje głównych dań. Mój wzrok skierował się tym razem na obłędnie wyglądające Stifado oraz kurczaka z chili i świeżym bobem. Dodatki nieco zmieniłem, wybierając ryż w kurkumie zamiast ziemniaczków. Zapłaciłem 20 zł i przystąpiłem do uczty.

Pobite gary 3

 

Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia ze Stifado, więc czym prędzej zabrałem się za spróbowanie tej greckiej potrawy, tym bardziej, że wyglądała genialnie, a jeszcze lepiej pachniała. Stifado, czyli w skrócie – grecki gulasz wołowy, przygotowywany na occie winnym i winie z dodatkiem cynamonu i cebuli. Co tu dużo mówić, potrawa jest fantastyczna, za którą śmiało mógłbym zapłacić i 50 zł. Bardzo nietypowa w smaku, z mocno przebijającym się cynamonem, który do tej pory wydawał mi się przyprawą zarezerwowaną do deserów. Sama wołowina jest niesamowicie delikatna, właściwie rozpływająca się w ustach. Tak po prawdzie, to po zjedzeniu Stifado byłem w tak dobrym nastroju, że reszta nie mogła mi nie smakować. Fenomenalne danie. Jeśli zobaczycie je któregoś dnia na fanpage’u Pobitych Garów, jedźcie jak najszybciej na Sołtysowice.

Pobite gary 4

Kurczak z chili i moim ulubionym bobem był przygotowany dość podobnie jak kurczak o chińsku z poprzedniego dnia. Ciekawy, słodko-ostry, ale ostrzejszy sos plus świeżutki bób. Orientalne danie, dobrze pasujące do lekko słonawego ryżu w kurkumie. Surówka słodkawa, świeżutka i chrupiąca. Porcja kolejny raz okazała się nie do przejedzenia. Talerz jest wielki, nikt nie skąpi przy nakładaniu.

Przyznam, że do tej pory jestem w szoku, że tak dobra restauracja znajduje się tak daleko od centrum. Z drugiej strony to dobrze, ponieważ przykład Pobitych Garów pokazuje, że nie lokalizacja jest najważniejsza, a chęci i umiejętności kucharza, który przygotowuje naprawdę genialne potrawy. Pobite Gary to taki nietypowy multifood, gdzie do wyboru mamy kilka różnych opcji, ale płacimy za jedno, ewentualnie dwa zmieszane dania. Co ważne, w przeciwieństwie do chociażby STP, potrawy nie stoją w bemarach długo, tylko znikają z lady w ekspresowym tempie. Jak dla mnie, czołowe miejsce na kulinarnej mapie Wrocławia.

 

Kuchnia Pobite Gary

ul. Redycka 24

facebook.com/Kuchnia-Pobite-Gary

Bazylia, czyli najbardziej przystępny multifood

Po trzech poprzednich punktach mojego rajdu po wrocławskich multifoodach mogłem czuć pewien niedosyt, ponieważ właściwie o żadnym z tych miejsc nie mógłbym powiedzieć, że cena oraz jakość jedzenia idą w parze. Czwartym miejscem tego typu, które postanowiłem odwiedzić okazała się umiejscowiona na Rynku, bardzo studencka Bazylia.

Pierwsza część – Multifood STP

Druga część – Cynamon Bar

Trzecia część – Kuchnia Marche Express

Bazylia, z racji dobrej lokalizacji oraz bliskości Uniwersytetu cieszy się od kilku lat sporą popularnością. Ostatni raz byłem w tym miejscu jakieś 4 lata temu, ale z tego co pamiętam z tamtych czasów, wiele się nie zmieniło. Wystrój jest mocno minimalistyczny, Bazylia właściwie wzorowana jest na studenckich stołówkach. Ułożone w rzędy stoły, „ikeowe” krzesła i wózek do wywożenia brudnych talerzy.

Pierwszym, ale bardzo pozytywnym zaskoczeniem jest cena. Niższa od pozostałych multifoodów. Za kilogram jedzenia w Bazylii zapłacimy 25,90 zł, czyli o 7 złotych mniej niż w STP, Cynamonie i Marche. Wybór dań jest większy niż w STP, ale już w Cynamonie i Marche mamy możliwość wybierania spośród większej ilości opcji.

bazylia 1 bazylia 2 bazylia 3 bazylia 4

Nie jest jednak źle. Od naszego smaku zależy czy zdecydujemy się na dania mączne, wegetariańskie, mięsa lub ryby. Starałem się nabrać różnorodnych potraw, żeby jak najrzetelniej ocenić jedzenie w Bazylii.

bazylia 6

Na pierwszy ogień idzie zupa kalafiorowa za całe 2,50 zł. Całkiem spora miska. Niestety, akurat zupa nie podeszła mi wcale. Z dużą pewnością mogę stwierdzić, że była ugotowana na sztucznych kostkach. W środku napotkamy sporo warzyw, ale jest tak słona, że ciężko ją zjeść. Na szczęście, im dalej, tym lepiej.

bazylia 5 bazylia 7

 

Zdecydowałem się zarówno na mięso, jak i dania mączne oraz surówki. Wybrałem kolejno:

pierogi ruskie, czyli danie będące niejako wyznacznikiem jakości wszelkiego rodzaju barów mlecznych oraz stołówek. W Bazylii ruskie są wyjątkowo smaczne, mocno doprawione. Ciasto jest nieco za grube, ale pieprzny i bardzo serowy farsz decyduje o tym, że pierogi są smaczne.

penne w sosie śmietanowo-brokułowym. Fajne danie, które spokojnie mógłbym zamówić jako osobne w każdej restauracji. Kremowy i gęsty sosik świetnie podkreśla lekko czosnkowy smak brokułów. Makaron, który nie jest przegotowany genialnie miesza się z sosem, tworząc pyszną potrawę.

placek ziemniaczany, ale nietypowy. Z dodatkiem grochu i papryki. Mięciutki wewnątrz i chrupiący na zewnątrz. Mocno warzywny i dobrze doprawiony.

kopytka z pietruszką. Fajny, domowy dodatek, urozmaicony dużą ilości pietruszki, której kopytka zawdzięczają lekko zielony kolor.

kurczak z warzywami. Jak dla mnie – absolutny hit. Nakładając to danie miałem pewne obiekcje, ale okazało się, że trafiłem w dziesiątkę. Paski z piersi kurczaka duszone z warzywami. Kurczak jest niezwykle aromatyczny, przesiąknięty smakami m.in. papryki.

kasza jaglana. Sypka kasza z dodatkiem dużej ilości papryki w proszku. Bardzo dobre uzupełnienie mięsnych dań.

surówka z białej kapusty. Chrupiąca i z mnóstwem świeżej, zielonej pietruszki, świetna.

skrzydełko BBQ. Upieczone skrzydełko z delikatnym mięsem i przypieczoną skórką. Marynata BBQ daje ciekawy, słodki smak, aczkolwiek jak dla mnie, brakuje nieco ostrości.

Za ważącą 0,488 g całość zapłaciłem 12,64 zł plus 2,50 za zupę, w sumie 15,14 zł. Uważam, że cena za wybraną ilość jedzenia oraz jego jakość jest uczciwa. Mój portfel nie został uszczuplony aż tak bardzo jak w poprzednich, droższych multifoodach, a wyszedłem zadowolony. O niskiej cenie za kilogram decyduje głównie nastawienie na studentów z pobliskiego Uniwersytetu oraz rywalizacja z odległym o kilkadziesiąt metrów „Misiem”.

W Bazylii, mimo że zapłaciłem najmniej, wcale nie zjadłem najgorzej. Wręcz przeciwnie, dania są smaczne, mają swoje wyraziste smaki i, co ważne – nie są zimne, kiedy zaczynamy jeść. Potrawy nie zdążą wystygnąć, ponieważ kolejka idzie dość sprawnie, ale biorę oczywiście poprawkę na to, że nie byłem w Bazylii podczas największego natężenia studentów.

Na plus dla Bazylii przemawia duża różnorodność potraw mięsnych oraz surówek. Trzeba powiedzieć sobie jasno – Bazylia – jak każdy inny multifood – jest typową jadłodajnią z dużym przerobem, słabszymi oraz mocniejszymi punktami. Jeśli potrzebujecie zjeść coś na szybko, a jesteście w pobliżu Rynku lub jesteście studentami, warto zajrzeć do tego miejsca, które bije na głowę choćby mieszczące się na tej samej ulicy STP, gdzie jedzenie zazwyczaj jest gumowe i nasiąknięte tłuszczem.

Bar Bazylia

ul. Kuźnicza 42

www.bazyliabar.pl

facebook.com/Bazylia

Kuchnia Marche express, czyli przyzwoicie, ale nierówno

Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Zorganizowałem sobie ostatnio rajd po wrocławskich restauracjach multifood, i po sprawdzeniu STP oraz Cynamonu przyszła kolej na Kuchnię Marche. Jednak nie tą popularniejszą – przy ul. Świdnickiej, a jej drugie wcielenie, czyli Marche Express, która od dłuższego czasu znajduje się na samym dole w Galerii Dominikańskiej.

Pierwsza część – Multifood STP

Druga część – Cynamon Bar

339005267897

Marche to marka, która na wrocławskim rynku obecna jest już od 1998 roku, a jej sztandarowym lokalem jest restauracja Marche przy ul. Świdnickiej, będąca pierwszym wrocławskim multifoodem. Poza tym, pod marką Marche kryją się także dobrze znane w stolicy Dolnego Śląska sieciowe kebaby Sevi Kebab oraz kolejny multifood, bardziej studencki – Bazylia. Ja wybrałem się akurat do najnowszego pomysłu właścicieli, czyli Marche Express, który ma podbijać galerie handlowe.

Oferta cenowa jest identyczna jak w poprzednich dwóch sprawdzanych przeze mnie restauracjach. 32,89 zł za kilogram jedzenia. Nakładamy tyle ile chcemy i co chcemy, a wybór jest spory.

Marche 1 Marche 3 Marche 4 Marche 5

Do wyboru mamy zarówno dania kuchni polskiej, jak i tureckiej czy azjatyckiej oraz sporo świeżych warzyw sezonowych i codziennie dwie zupy. Właśnie od zupki rozpoczynam wybieranie potraw. Do wyboru mamy krem z kurek z grzankami za 6 zł i barszcz czerwony za 4,20. Decyduję się na ten drugi, niezwykle aromatyczny.

Marche 6

Za 4,20 zł otrzymujemy spory talerz przepysznej zupki, z dużą ilością buraków. Barszcz jest genialnie przyprawiony, na ostro z dodatkiem sporej ilości majeranku. Totalnie domowe danie, świetne.

Marche 7

Na drugie danie wybieram kilka rzeczy, żeby móc ocenić całościowo jakość jedzenia w Marche. Decyduję się na:

pierogi ruskie, tradycyjnie. Typowe kupne pierogi, jakie możemy spotkać w każdym markecie na wagę. Niedoprawione, z dużą przewagą ziemniaków nad serem.

placek ziemniaczany. Fajny, bardzo czosnkowy smak z dodatkiem dużej ilości cebulki. Co ważne – chrupiący, a nie nasiąknięty tłuszczem.

kasza po turecku. Tak zostało podpisane to danie. Jak dla mnie – doskonała. Lekko ostra, z dodatkiem dużej ilości papryki w proszku. Mięciutka kasza jaglana, doskonała jako dodatek do mięsa.

kurczak po chińsku. Kawałki piersi kurczaka w słodkim sosie z warzywami. Przyznam, że rzadko zdarzało mi się jeść tak dobrą azjatycką potrawę w chińskich barach.

panierowana polędwiczka drobiowa. Coś na kształt stripsów z KFC. Panierka i owszem, chrupiąca i lekko ostra, ale samo mięso totalnie niedoprawione. W połączeniu z kaszą po turecku ok, ale w pojedynkę nieco za mdła.

kluski śląskie. Mocny punkt. Świeżutkie, miękkie i po prostu – jak domowe.

surówka z białej kapusty. Także bardzo smaczna, słodka, z dużą ilością oliwy i chrupiąca ze świeżej kapusty.

BÓB. Przeżyłem lekki szok widząc w jednym z bemarów bób, ale był to szok pozytywny. Uwielbiam bób pod każdą postacią, a już taki z bułką tartą, ubóstwiam. Wielki plus za taki dodatek.

fasolka szparagowa. Podawana także z dużą ilością bułki tartej, nieco za bardzo nasiąknięta tłuszczem i niedogotowana.

Za drugie danie zapłaciłem 19,90 zł (605 g) plus 4,20 za zupę. Kolejny raz uważam, że cena jest za wysoka jak na dania, które są gotowe i leżą czasami kilkadziesiąt minut aż znajdzie się na nie nabywca. Ogólnie jednak Marche oceniam pozytywnie, bo jedzenie było dobrze doprawione i smaczne, aczkolwiek niewybaczalne są dla mnie tak słabej jakości pierogi ruskie. Wybór dań, dodatków i sałatek jest duży, o wiele większy niż w STP. Tym razem wybrałem akurat takie dania, chociaż chciałoby się spróbować wszystkiego. Niestety takiej możliwości nie ma, chyba że chcemy zapłacić za obiad 60 zł. Dawno nie byłem w Marche na Świdnickiej, ale o ile dobrze pamiętam, tamtejsze jedzenie było bardzo smaczne. Marche Express to nieco niższa półka, ale jeśli lubicie mieszać smaki i próbować kilka potraw na raz, polecam się tam wybrać.

W kolejnych odcinkach naszego małego przewodnika po wrocławskich multifoodach zdamy wam relację z restauracji Smaki Azji w Galerii Dominikańskiej oraz wybierzemy się do Bazylii przy Uniwersytecie.

Kuchnia Marche Express

Galeria Dominikańska

facebook.com/expresskuchniamarche

 

Cynamon, czyli multifood na poziomie

Obiecałem wam krótka serię o restauracjach typu multifood we Wrocławiu, więc dotrzymuję słowa i dzisiaj zapraszam na jej drugą część, czyli wizytę w Barze Cynamon, znajdującym się w budynku Grunwaldzki Center.

Pierwsza część – Multifood STP

Pierwsze co rzuca się w oczy, to zdecydowanie większy wybór, niż w Multifood STP. W ogóle wydaje się być jakoś czyściej, po prostu normalniej. Kucharze przygotowują potrawy właściwie na naszych oczach, co chwilę dorzucając kolejne dania, których jest naprawdę sporo.

Cynamon 2 Cynamon 3 Cynamon 6 Cynamon 7 Cynamon 8

 

Podobnie jak w STP, w Cynamonie zjawiłem się w momencie największego obłożenia, podczas pory obiadowej. I faktycznie, klientów jest multum, oczekiwanie w kolejce mocno się wydłuża, przez co niektóre dania już po zapłaceniu nie są najcieplejsze. Ten element w Cynamonie jest zdecydowanie do poprawy. Myślę, że w okresach takiego obłożenia, wystarczyłoby uruchomić trzy kasy zamiast jednej.

Co wybrałem tym razem?

Cynamon 4

Zupa pomidorowa z ryżem za 3,50 zł. Kwaskowa, dobrze doprawiona, z dużą ilością pietruszki. Bardzo dobra, w świetnej cenie, no i spora porcja.

Cynamon 1

Tym razem także zdecydowałem się na dania bardziej jarskie, bez mięsa. Z mięsnych potraw do wyboru były m.in. pałki z kurczaka, polędwiczki z kurczaka w panierce i lasagne. Wybrałem jednak co innego, akurat to, na co miałem ochotę.

krokiet z pieczarkami i serem. Świetny, świeżutki, z doskonale rozpływającym się żółtym serem i aromatycznymi, dobrze doprawionymi pieczarkami. Farszu nie było za dużo, dobrze trzymał się w chrupiącym naleśniku.

pierogi ruskie. Nie wierzyłem, że w takim miejscu pierogi mogą być smaczne – a jednak. Mocno pieprzne, nie jedynie ziemniaczane, a z wyczuwalnym białym serem, do tego okraszone chrupiącą zeszkloną cebulką. Nie genialne, ale naprawdę dobre.

placek ziemniaczany. Niestety, po dłuższym oczekiwaniu w kolejce, okazał się zimny. Na całe szczęście – w przeciwieństwie do STP – był to prawdziwy placek ziemniaczany, z dużą ilością cebulki i mocno czosnkowy.

carbonara z makaronem cellentani. Zdecydowanie najmocniejszy punkt Cynamonu z tych, które miałem okazję spróbować. Co prawda, podobnie jak placki, nieco wystygł, ale makaron był genialny. Kremowy sosik z posmakiem cebulki i boczku – świetny. Mogłem tylko żałować, że nie nałożyłem więcej.

kluski śląskie. Mięciutkie i delikatne, choć jakby gotowane w nieposolonej wodzie.

Cynamon 5

surówka z białej kapusty. Przede wszystkim świeża, lekko słodkawa, po prostu smaczna.

Na koniec najfajniejszy punkt multifoodów, które nie mają stałego menu, a w dużej mierze – przynajmniej jako dodatki – stosowane są warzywa sezonowe. Ja akurat trafiłem na moje ulubione: fasolkę szparagową i kalafior, obtoczone oczywiście w bułce tartej. Smakują wyśmienicie, widać, że cieszą się sporą popularnością, ponieważ były co chwilę dokładane.

Mimo że nie zaprezentowałem wam żadnego dania mięsnego, Cynamon zrobił na mnie dobre wrażenie, zdecydowanie lepsze niż STP. Wydaje się, że kucharze podchodzą tutaj do swoich obowiązków rzetelniej, i przykładają się do przygotowywania potraw oraz ich doprawiania. Właśnie, dania w Cynamonie mają smak, nie każda potrawa smakuje tak samo, czego nie można powiedzieć o STP. Jedzenie nie jest też nasiąknięte tłuszczem.

Ile kosztuje kilogram jedzenia? Dokładnie 32,89 zł, czyli właściwie tyle samo co w każdym innym multifoodzie. Zupa to dodatkowe 3,50 zł.  Za wybrane przeze mnie dania zapłaciłem 17,63 zł (0,536 kg) plus za zupę. Podobne pieniądze jak w STP, ale zdecydowanie lepiej wydane. Choć i tak wydaje mi się, że ceny są zbyt wysokie, ponieważ w tej samej cenie można zjeść o wiele fajniejszy obiad w wielu miejscach, który będzie przygotowany dopiero po złożeniu przez nas zamówienia.

W kolejnych dniach zapraszam na relację z multifoodu Kuchni Marche Express oraz Smaków Azji.

Cynamon Bar

pl. Grunwaldzki 23-27
(wejście od ul.Norwida)

www.cynamonbar.pl

 

STP, czyli Szybko, (nie)Tanio i Przeciętnie

We Wrocławiu od kilku lat sporą popularnością cieszą się restauracje typu multifood, w których płacimy dokładnie za to, co wybierzemy sobie spośród kilkunastu możliwych dań. Osobiście nigdy byłem ich wielkim fanem, aczkolwiek był moment, kiedy pracując w gastronomii na Rynku, jadałem dość często w STP na Kuźniczej, kiedy to po godzinie 20 można było zjeść wszystko w obniżonej o 50% cenie. Od tego czasu minęło już kilka dobrych lat, w ciągu których starałem się podobne przybytki omijać z daleka. Ostatnio jednak naszła mnie myśl, że warto byłoby przedstawić wam jak obecnie prezentuje się oferta multifoodów w stolicy Dolnego Śląska. W tym celu wybrałem się kolejno do STP, Cynamonu i Marche. W pierwszej kolejności proponuję przyjrzeć się sieci STP, która obecna jest już w czterech polskich miastach.

Swoje kroki skierowałem do Pasażu Grunwaldzkiego, w którym dania z STP możemy zjeść na najwyższym piętrze.

ssstttppp

Na czym w ogóle polega idea multifood? Ogólnie rzecz ujmując, takie restauracje/jadłodajnie dają nam możliwość skosztowania kilku potraw podczas jednej wizyty. Sprawa jest prosta: otrzymujemy talerz, na który nakładamy dokładnie to, co nam się najbardziej podoba i w dowolnej ilości. Dania wystawione są w bemarach, które w teorii mają podgrzewać znajdujące się w nich jedzenie.

Cena? Za kilogram jedzenia płacimy 32,90 zł, inaczej 3,29 za 100 gram niezależnie od tego czy wybieramy same mączne dania, surówki czy mięso.

stp2

Taki oto zestawik sobie wybrałem, tym razem bez mięsa, za to z rybą. A więc: krokiet z brokułami i sosem serowym, ser smażony, filet z tilapii w panierce, placek ziemniaczany, kluski śląskie, smażone kopytka oraz marchewka z jabłkiem i surówka z białej kapusty. Waga – 0,668 kg, czyli 21,98 zł. Jak dla mnie, dość sporo.

stp1

Mimo sporej ilości klientów – akurat trafiłem na porę obiadową – nakładanie i obsługa idzie bardzo szybko. Tym samym można zacząć jeść.

Po kolei:

ser smażony, czyli jak pewnie już zdążyliście się zorientować, to moja ukochana potrawa. Ten z STP wygląda nieźle, porcja jest spora, ale niestety – ewidentnie za długo leżał na wystawce i w środku okazuje się być twardy, właściwie wygląda jak kawałek sera kupionego w sklepie, tyle że w panierce, ale jakby ktoś zapomniał go usmażyć.

placek ziemniaczany, a więc kolejne proste danie, uwielbiane przeze mnie od dzieciństwa. Szkoda tylko, że ktoś z obsługi zapomniał dopisać na karteczce, że nie są to tradycyjne placki ziemniaczane, a ulepszone, m.in. z papryką. Ogólnie smaczne, ale także zimne, przez co straciły chrupkość i są twarde.

– jeśli już mówimy o zimnych daniach, to filet z tilapii w panierce właśnie taki był. Lubicie zimną smażoną rybę? Ja też nie. Po dwóch gryzach odkładam, bo smakuje jak kawałek gumy, kompletnie bez przypraw.

krokiet z brokułami, papryką i sosem serowym. Duży plus za te krokiety, poważnie. Jako jedyne okazały się gorące, co może świadczyć o tym, że niedługo przed moim przyjściem zostały dołożone. Dzięki temu były chrupiące, a farsz bardzo fajny. Jednak po pierwszy przekrojeniu mocno się zdziwiłem. W środku nie było kwiatów brokułów,  jedynie łodygi, które okazały się jednak bardzo smaczne.

kluski śląskie, czyli coś niesamowicie twardego, zbitego i bez smaku. Kolejna zimna potrawa, niezdatna do jedzenia.

smażone kopytka, powinienem pominąć milczeniem. Smażone to one może były, ale kilka godzin wcześniej. Rozmiękłe od nadmiaru tłuszczu, w którym leżały, fatalne.

surówki z białej kapusty i marchewki to – obok krokieta – najsilniejszy punkt STP. Świeżutkie, chrupiące.

21,98 zł za takie jedzenie? Jak dla mnie kompletna pomyłka. Gdybym miał zamknięte oczy i spróbował zjeść placki, rybę czy ser, nie widziałbym różnicy, ponieważ smaki są nijakie, właściwie ma się poczucie jedzenia cały czas tego samego, pomimo wybrania kilku jakże innych potraw.

Żadnego mięsa nie wybrałem, ponieważ akurat się pokończyło, o zupie niestety zapomniałem. Zdaje się, że w STP najwięcej zależy od ślepego losu, czyli od momentu, w którym przyjdziemy jeść. Jeśli trafimy akurat na świeżą „dostawę”, mamy szansę coś dobrego. Niestety, większość dań leży w bemarach dość długo, przechodzi innymi smakami i staje się gumowa.

W kolejnych dniach podrzucę recenzje z Cynamonu i Marche, i mogę wam tylko zdradzić, że STP w tej rywalizacji wypadło najgorzej.

 

Multifood STP – Pasaż Grunwaldzki

Pl. Grunwaldzki 22

www.multifoodstp.pl/restauracja/wroclaw/