pierogi ruskie

10 miejsc we Wrocławiu, w których studenci zjedzą dobrze i tanio

Rok akademicki 2014/15 właśnie ruszył, do Wrocławia płyną kolejne tabuny studentów, pora więc wyjść im nieco naprzeciw, podając kilka propozycji miejsc, w których mogą dobrze zjeść. Wiadomo, że portfel studenta to nie studnia bez dna, trzeba zaoszczędzić na imprezę, ksero itp, a jak oszczędzać, to niestety, często na jedzeniu. Na szczęście Wrocław rozwija się od względem gastronomicznym w bardzo szybkim tempie. Równolegle do powstających co i rusz burgerowni i droższych restauracji, wyskakują ciekawe bary z niedrogim, a coraz lepszym jedzeniem.

Co prawda swoje studia zakończyłem już jakiś czas temu, ale do tej pory lubię zjeść w znanych mi z tamtego okresu miejscach. Poniżej przestawiam swój, subiektywny ranking miejsc, w których warto się stołować, żeby zjeść nieźle i nie zbankrutować. Wszystkie miejsca był przeze mnie sprawdzone osobiście. Brałem pod uwagę głównie jakość potraw oraz oczywiście cenę, a także lokalizację w pobliżu głównych uczelni. Na liście starałem się umieścić zarówno miejsca z domowym jedzeniem, jak i fastfoodami, bo kto z nas podczas studiów jadł tylko i wyłącznie zdrowo?

Bar MIŚ

foto - wroclaw.pl

foto – wroclaw.pl

Miejsce kultowe, od lat będące przystanią dla głodnych studentów z pustym portfelem. Może i Miś nie plasuje się w czołówce jeśli chodzi o wybitny smak dań, ale biorąc pod uwagę ceny, nie ma sobie równych. Za zupę zapłacicie tutaj maksymalnie 2 zł, 1,30 zł za jajecznicę, 4,50 zł za pierogi ruskie, a 6,50 zł za schabowego. W Misiu możecie zjeść wszystkie standardowe dania mączne z pierogami i naleśnikami na czele, kilka różnych zup, a także dania mięsne. Jak na swoje ceny, porcje są wystarczające. Tak niskie ceny biorą się stąd, że Miś od lat jest jednym z dotowanych barów mlecznych.

Bar Miś

ul. Kuźnicza 48

 

Bar Domowe Obiady

pic_Bar-Domowe-Obiady-_468885_large

Moje odkrycie, miejsce, w którym z chęcią mógłbym jeść codziennie. Malutki lokalik przy ul. Sępa Szarzyńskiego prowadzony jest przez trzy przemiłe panie, gotujące codziennie domowe dania. Każda potrawa jest świeża, przygotowywana na bieżąco pod zamówienie, nic nie stoi w bemarach. Ceny są wyższe niż w Misiu, ale i jedzenie sporo lepsze. Za sporą porcję genialnych, domowych pierogów ruskich zapłacicie 6,50 zł, za każdą zupę, codziennie inną – 3,50 zł. Zestaw z filetem z kurczaka lub schabowym, ziemniakami i surówką oraz kompotem to koszt 13 zł. Jeśli zatęsknicie na obiadkami u mamy, wpadajcie do Domowych Obiadów. Wspomnienia na pewno powrócą.

Naszą relację znajdziecie tutaj.

Bar Domowe Obiady

ul. Sępa Szarzyńskiego 67 B

 

Bar Jak u mamy

jak-u-mamy-2

Miejsce bardzo podobne do wymienionych wyżej „Domowych Obiadów”, z ta różnicą, że położone bliżej Rynku, właściwie przy samym Uniwersytecie Wrocławskim, przez co przemiał oraz kolejki w „Jak u mamy” są sporo większe. Jedzenie jest bardzo smaczne, a już stosunek jakość-cena jest jednym z najwyższych w mieście. Pierogi ruskie zjecie za 5,50 zł, z mięsem 6,60 zł, a zestaw fileta z kurczakiem, ziemniakami i surówką za 9,30 zł. Wszystkie dania są świeże, pierogi klejone na bieżąco, a do tego wszystkiego można domówić codziennie inną zupę za – 2,40 zł.

Naszą relację możecie przeczytać tutaj.

Bar Jak u mamy

ul. Łokietka 6/1 a

 

Bazylia

bar_bazylia

Skoro jesteśmy już w okolicach Uniwersytetu, to ciężko nie wspomnieć o Barze Bazylia, która od lat karmi wrocławskich żaków. Jest to typowy multifood, w którym możecie wybrać to, co wam się żywnie podoba. Jeśli lubicie połączenie ryby ze schabowym i pierogami ruskimi, macie możliwość spróbować każdego z tych dań podczas jednego obiadu. Nakładacie tyle, na ile macie ochotę. Za każde 100 gram jedzenia zapłacicie 2,59 zł, a jeśli dobierzecie zupę, będzie ona kosztować dodatkowe 2,50 zł. Dania nie są może wykwintne, zdarza się, że leżą długo w bemarach, ale jedzenie ogólnie jest dość smaczne. Na plus działa na pewno dobra lokalizacja, zwłaszcza dla studentów wydziałów Prawa, Filologii i Historii. W ostatniej godzinie działania baru, czyli pomiędzy 18 a 19, ceny idą w dół o 50%.

Naszą relację z Bazylii przeczytacie tutaj.

Bar Bazylia

ul. Kuźnicza 42

 

 ZUPA

z15255738Q,Zupiarnia-Zupa-miesci-sie-u-zbiegu-ul--Kotlarskiej

Nie oddalając się zbytnio, trafiamy do Zupy, czyli prawdziwych mistrzów przygotowywania smacznych zup. Co ważne, każda zupa jest niedroga, bardzo pożywna i zdrowa, przygotowywana ze świeżych i sprawdzonych składników. Codziennie do wyboru macie kilkanaście różnych opcji w menu. Możecie zamawiać zarówno małe, jak i duże porcje. Ceny rozpoczynają się od 6 zł, a przychodząc z własnym pojemnikiem, nawet złotówkę mniej. Zdecydowanie polecamy!

Naszą relację z Zupy możecie przeczytać tutaj.

Zupa

ul. Szewska 24/26

 

Bar Witek

1328534045_2

Dosłownie kawałek dalej, na ulicy Wita Stwosza znajdziecie kolejne legendarne miejsce, tym razem specjalizujące się w może nieco mniej zdrowym jedzeniu. Ale któż z nas nie lubi tostów? Bar Witek to legenda wrocławskich tostów. Za 7,30 zł zjecie ogromnego tosta tradycyjnego. Spróbujcie, na pewno się nie zawiedziecie.

Nasza relacja z Witka tutaj.

Bar Witek

ul. Wita Stwosza 40/1 a

 

U Gruzina

u-gruzina-1

To miejsce, to właściwie obowiązkowa miejscówka dla studentów Politechniki. Prawdziwie gruzińskie dania wypiekane na miejscu, za niewielkie pieniądze. Co ważne, wszystkie chaczapuri są bardzo smaczne, niedrogie i mocno sycące. Już małe kubdari za 6 zł jest w stanie znacząco zmniejszyć głód. Gruziński fastfood, do którego chce się ciągle wracać.

Naszą relację z U Gruzina możecie przeczytać tutaj.

U Gruzina

ul. Curie Skłodowskiej 3 a

 

Pizza Mobile

10330489_265132973676713_1719479063883503193_n

Studia bez zamawiania pizzy na telefon, to nie studia. Zarówno podczas studenckich imprez, na kaca, a także do nauki, kiedy nie chce się wyjść z domu, a w lodówce macie tylko światło, jakąś opcją jest zamówienie pizzy. W stolicy Dolnego Śląska pizzerie można liczyć prawdopodobnie w setkach, ale tych naprawdę godnych uwagi jest ledwie kilka. Jedną z nich niewątpliwie Pizza Mobile, która co prawda mieści się przy ul. Bajana, ale możecie zamówić w każdy punkt Wrocławia. Dobra pizza, na cienkim cieście ze sporą ilością dodatków. Ceny rozpoczynają się od 13,90 zł za Margheritę.

Naszą relację z Pizza Mobile przeczytacie tutaj.

Pizza Mobile

ul. Bajana 1

 

Kebab King

kebab-king-4

 

Kebab to także jedno ze standardowych studenckich dań. Zarówno podczas dnia, jak i w nocy, po lub w trakcie imprezy. Dotychczas najlepszy jaki jedliśmy to Kebab King, który mieści się w samym centrum na ulicy Świdnickiej, a otwarty jest od 9.00 do 4 nad ranem, a w weekendy przed 24 godziny na dobę. Możecie wybierać pomiędzy mięsem wołowym i drobiowym, a także daniami zawiniętymi w chlebek lub na talerzu z frytkami. Porcje są spore, a ceny rozpoczynają się od 12 zł. Jakość mięsa może zadowolić, ilość także. Co ważne, można zamawiać jedzenie z dowozem.

Nasza relacja z Kebab King tutaj.

Kebab King

ul. Świdnicka 24/26

 

Lokanta Kebab

turek-4

Skoro powyżej był kebab w okolicach Rynku, teraz pora na ukłon w stronę osób studiujących w pobliżu Placu Grunwaldzkiego. Lokanta Kebab to mały bar na ulicy Piastowskiej z niezłym jedzeniem, dobrymi cenami oraz zniżkami dla studentów. Kebab w tortilli możecie zjeść poniżej 10 zł, zarówno z mięsem drobiowym, jak i wołowym. Mięso jest dobrze doprawione, soczyste i bardzo uczciwie podane jeśli chodzi o ilość.

Naszą relację z Lokanta Kebab znajdziecie tutaj.

Lokanta Kebab

ul. Piastowska 23

 

Mamy nadzieję, że w jakiś sposób wam pomogłem. Starałem się zamieścić na liście te miejsca, w których jedzenie naprawdę mi smakowało, a portfel nie został ogołocony do zera. Osobną listę powinienem stworzyć jeszcze dla wegetarian, którym podpowiem tylko cztery miejsca, gdzie mogą zjeść:

– Złe mięso – ul. Ofiar Oświęcimskich 19

– Najadacze – ul. Nożownicza 40

– Bar Vega – Rynek 27 a

– Machina Organika – ul. Ruska 19

A nuż widelec, czyli rodzinnie i całkiem smacznie

Śródmieście we Wrocławiu przeżywa w ostatnim czasie wysyp mniejszych lub większych barów i restauracji. Jednym z ostatnich miejsc, na które trafiłem, a właściwie które trafiło na mnie na  facebooku, okazała się mała restauracyjka A nuż widelec. Początkowo myślałem, że to bardziej kolejny bar mleczny w pobliżu, ale już po wejściu podobieństwa do typowych barów nie zauważyłem. Malutki, ale całkiem ładnie wyposażony lokal, obrusy na stołach. Taka mała, rodzinna knajpka, sprawiająca bardzo pozytywne wrażenie od początku, podobnie jak miła obsługa.

noz widelec 9 noz widelec 12

W środku znajduje się siedem stolików, istnieje możliwość zjedzenia także na szybko, przy blacie przytwierdzonym do witryny. Zabieramy się za menu, które nieco zaskakuje swoim wyglądem, przypominając o słusznie minionej epoce.

noz widelec 1 noz widelec 2
noz widelec 10 nozwidelec 11

Każdego dnia w ofercie pojawiają się inne zupy oraz dania dnia, natomiast codziennie dostępne są standardy w postaci choćby pierogów ruskich. W restauracji A nuż widelec pojawiłem się trzykrotnie, więc miałem okazję zapoznać się ze sporym przekrojem dań oferowanych w menu.

Pierwszego dnia wybrałem się z założeniem wypróbowania pierogów ruskich i tak właśnie zrobiłem, wcześniej kosztując jeszcze zupę pomidorową. Zamówienia przyjmowane są przy barze, ale potrawy przynosi nam do stolika obsługa. Ceny umiarkowane, początkowo wydawały mi się nieco za wysokie, zwłaszcza, kiedy postrzegałem A nuż widelec jako osiedlowy bar mleczny. Patrząc na jakość obsługi, duże porcje i smak, zdecydowanie uważam ceny za odpowiednie.

noz widelec 4

Zupa pomidorowa z makaronem (6 zł). Smaczna, ale jednak bez specjalnego szału. Ewidentnie kiedy ją otrzymałem była jeszcze w trakcie gotowania, ponieważ warzywa był twarde. Plus za świeże pomidory i ogólnie w miarę domowy smak, choć nieco mdły.

noz widelec 5 noz widelec 6

Otrzymując porcję ruskich (10 zł) nie za bardzo wiedziałem jak się za nie zabrać, ponieważ porcja była ogromna. Osiem, naprawdę wielkich pierogów, szczelnie wypełniało duży talerz. Ruskie zostały okraszone świeżo usmażoną cebulką, co jest ewenementem jeśli chodzi o tego rodzaju restauracje. Z dużej chmury spadł jednak mały deszcz. Poza wielkością, o pierogach ciężko powiedzieć coś pozytywnego. O ile ciasto było idealne, mięciutkie i cienkie, tak farsz zwyczajnie się nie udał. Był zbyt ziemniaczany, z ledwie delikatną domieszką białego sera i właściwie bez przypraw. Szkoda, bo zapowiadało się nieźle.

Niezrażony małą wpadką z pierogami, postanowiłem wybrać się do A nuż widelec raz jeszcze, tym razem sprawdzić smak placków ziemniaczanych, które ubóstwiam podobnie jak smażony ser. W menu nie znajdziemy placków podawanych tak, jak lubię, czyli ze śmietaną i cukrem, a tylko wersję z gulaszem za 15 zł. Obsługująca mnie pani szybko jednak zaproponowała placki bez gulaszu, a ze śmietaną i cukrem za 9 zł. Do tego domówiłem zupę kalafiorową, tradycyjnie za 6 zł.

noz widelec 7

Zupa świetna, dobrze doprawiona, z ogromną ilością warzyw i delikatnie zabielona. Z każdą kolejną łyżką przenosiłem się do czasów jedzenia obiadów u babci, która gotowała identyczne zupy.

 

noz widelec 8Na moim talerzu znalazły się tylko dwa placki, co początkowo wywołało lekkie niezadowolenie, które jednak szybko zmieniło się w przekonanie, że porcja jest wystarczająca, a co najważniejsze – smaczna. Właściwie to idealna. Świeżutko usmażone placki ziemniaczane, chrupiące, z wyczuwalnym smakiem cebuli. Prawdziwie domowe placki z dodatkiem gęstej śmietany i posypane cukrem, pysznie i domowo.

Relacja nie byłaby jednak pełna, gdybym następnego dnia nie spróbował dania mięsnego. A że z mięs zdecydowanie najbardziej lubię kurczaka, bez chwili zawahania zdecydowałem się na fileta panierowanego w słoneczniku z frytkami i surówką za 14,50 zł, a do tego barszcze ukraiński za całe 6 zł.

noz widelec 14

Barszcz, podobnie jak zupa kalafiorowa był świetny. Lepszy jadłem dotychczas tylko w Kozackiej Chatce. Zupa była delikatnie ostra, z bardzo dużą ilością dodtaków w postaci buraków, ziemniaków, marchewki, fasoli. Gęsta, wyrazista, po prostu bardzo smaczna.noz widelec 15 noz widelec 16noz widelec 13

Jeszcze lepsze wrażenie pozostawiło po sobie danie główne, czyli panierowana pierś z kurczaka ze słonecznikiem i domowymi frytkami. Tak, frytkami przyrządzanymi na miejscu. Genialne posunięcie, za które daję maksymalną notę, nawet pomimo tego, że frytki mogłyby być nieco dłużej smażone. Pierwszy raz jadłem smazonego kurczaka w połączeniu ze słonecznikiem, ale już wiem, że na pewno skuszę się jeszcze nie raz. Zrumienione ziarna słonecznika po wypuszczeniu wszystkich aromatów nadały oryginalnego smaku kurczakowi i w połączeniu z własnoręcznie krojonymi frytkami wywołały na mojej twarzy mnóstwo uśmiechu. 14,5o zł za takie danie to uśmiech losu. Mało tego, do zestawu otrzymałem świeżą i równie smaczną surówkę z czerwonej kapusty. Po takim obiadku, niby niezbyt wyszukanym,zwyczajnie odleciałem.

Po początkowej wpadce, z każdą kolejna wizytą w A nuż widelec, było coraz lepiej, a ostatniego dnia wręcz wybitnie. Oby więcej miejsc z takim jedzeniem i w takich cenach. Fajne, domowe jedzonko z bardzo miłą atmosferą w lokalu i przyjemną obsługą. Kolejny raz okazuje się, że nieważne gdzie, ale ważne jak podchodzi się do prowadzenia gastronomii. Właściciele A nuż widelec podchodzą do swojej pracy bardzo pozytywnie i należy im tylko przyklasnąć. Ze swojej strony proponowałbym zmniejszyć porcję pierogów, zwiększając jednocześnie ich jakość. Jeśli nie potrzebujecie niezwykle wyszukanej kuchni, a chcecie zjeść domowy obiad, zdecydowanie polecam to miejsce.

A nuż widelec

ul. Jedności Narodowej 103

facebook.com/pages/Anuzwidelec

www.a-nuz-widelec.pl

 

Bar Mewa, czyli upadająca legenda

Kiedy przyjezdni pytają mieszkańców Wrocławia o bary mleczne, które warto odwiedzić w stolicy Dolnego Śląska, zazwyczaj padają dwie nazwy: Miś i Mewa. Przemierzając Wrocław wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu dobrego jedzenia już dawno spostrzegłem się, że oba miejsca przyciągają klientów właściwie tylko swoją legendą, nawiązującą jeszcze do słusznie minionej epoki. Barów z naprawdę dobrym, domowym jedzeniem mamy w mieście sporo, natomiast wspomniane dotowane bary mleczne to już zupełnie inna historia. I o ile jeszcze w czasach szkolnych z chęcią wpadałem do Misia np. na pierogi leniwe za około 2 złote, tak obecnie, przy sporym nagromadzeniu dobrej gastronomii we Wrocławiu, ciężko mi się przekonać do tych miejsc.

Mewa 1

Na potrzeby relacji, będącej jednocześnie eksperymentem, postanowiłem jednak spróbować kilka dań w Barze Mewa. Ostatni raz byłem tam jakieś 15 lat temu, choć dokładnie nie pamiętam. Kilka osób na naszym facebookowym fanpage’u podpowiadało nam, żeby przyjść w okolicach 13.00, bo tylko wtedy można zjeść w Mewie pierogi. Dlaczego, nie mam pojęcia.

Menu jak to w prawdziwym, dotowanym barze mlecznym, z cenami wyliczonymi co do grosza, uwzględniającymi maksymalnie 30% marżę na produkty.

mewa 9 mewa 10 mewa 11 mewa 12

 

Ryzyko wpadki finansowej niewielkie, ceny niespotykanie niskie. Przychodzę o 12.50, więc w lokalu jeszcze dość pusto, kolejka krótka, ale wyczuwam lekką ciszę przed burzą. Godzina pierogów zbliża się wielkimi krokami.

mewa 13 mewa 14

 

Wystrój zarówno sali, jak i kuchni jakby żywcem wyjęty z PRL-u. Co gorsza, porządek, a właściwie jego brak na stolikach, lekko odstrasza.

Mewa 3

Zamawiam więc po kolei: zupę pomidorową z makaronem (1,94 zł), filet z kurczaka (6,04 zł) plus placki ziemniaczane (4,17 zł) oraz surówkę z białej kapusty (79 gr). Chcę zapłacić od razu za pierogi, ale pani informuje mnie, że mogę to zrobić dopiero o 13.00. Jakby to komuś robiło różnicę, że zapłacę od razu, a odbiorę po 13.00. Nic to.

Dania lądują na ladzie do odbioru jedno po drugim, nadchodzi 13.00, a w lokalu kolejka rośnie w zastraszającym tempie.

Mewa 2

Pani z obsługi przypomina sobie o mnie i prosi żebym podszedł bez kolejki zamówić ruskie. Zamawiam, przekazuję całe 3,98 zł i właściwie od ręki otrzymuję polane talerz polanych masłem pierogów.

Zaczynam jeść od zupy pomidorowej, która pomidorową jest tylko z nazwy. Koncentrat pomidorowy rozcieńczony z wodą, z dodatkiem wegety i makaronu. Pod dwóch łyżkach postanowiłem nie truć się więcej.

mewa 7

 

Jeśli na kolejnym zdjęciu nie rozpoznacie co jest czym, nie będziecie w tym odosobnieni. Kiedy dostałem talerz z plackami ziemniaczanymi i filetem z kurczaka, całość wyglądała tak.

Mewa 5

Placki ziemniaczane z mrożonki, ale „smażone” chyba w mikrofali. Gumowe, bezsmakowe, tragedia. Filet z kurczaka to prawdopodobnie najgorsze danie z drobiu jakie miałem okazję zjeść, a właściwie spróbować w życiu. Po ilości tłuszczu, który oblewał kotleta, podejrzewam, że był on usmażony wcześniej, a przed podaniem „podgrzany” w frytkownicy, nasiąkając tłuszczem oraz smakami innych dań smażonych w tej samej fryturze.

mewa 8

Najmocniejszym punktem całości jest surówka z białej kapusty. Chrupiąca, świeża, lekko słodka, smaczna, czyli jakże inna od pozostałych potraw.

No i na koniec towar deficytowy, czyli pierogi ruskie w liczbie ośmiu.

Mewa 4 Mewa 6

 

Porcja została sumiennie zalana, ale nie masłem, a margaryną. Ciasto o dziwo naprawdę delikatne i smaczne. Z kolei farsz to mniej więcej 90% papki ziemniaczanej z dodatkiem małych drobinek sera i cebuli. Za tę cenę zjadliwe, aczkolwiek wolę podejść 100 metrów dalej i w Barze Jak u mamy dopłacić trzy złote i zjeść genialne pierogi jak w domu.

Cóż, legenda legendą, ale poziom Baru Mewa wywołuje u mnie dreszcze. Brzydki zapach już na wejściu, brudne stoliki, nieco opryskliwa obsługa, no i przede wszystkim – niejadalne dania. W takich chwilach zastanawiam się po co dotować z miejskiej kasy takie bary, skoro jakość podawanego w nich jedzenia woła o pomstę do nieba. Rozumiem jak najbardziej zamysł, ale wykonanie jest fatalne. Jak najbardziej przypada mi także do gustu założenie pozostawienia Baru Mewa w PRL-owskim klimacie, ale wypadałoby to podkreślić w nieco inny sposób, niż ma to miejsce obecnie. Lekki lifting plus większa dbałość o jakość usług na pewno wpłynęłaby pozytywnie na postrzeganie baru.

W najbliższym czasie przejdę się także do Misia, którego jednak zawsze stawiałem nieco wyżej w swojej hierarchii barów mlecznych.

Bar Mewa

ul. Drobnera 4

Krówka Bar, czyli bardzo nierówny bar mleczny

Dawno nie było na blogu relacji z baru mlecznego, więc spieszę, żeby nadrobić zaległości. Już klika osób na naszym facebookowym fanpage’u przy okazji wpisów na temat tego rodzaju barów, polecało mi odwiedzenie baru Krówka. Traf chciał, że musiałem coś załatwić przy ul. Tęczowej, gdzie znajduje się jeden z ich lokali, więc skorzystałem z okazji. Odwiedziłem później Krówkę raz jeszcze, ale już przy ul. Kościuszki.

krówka 1 krówka 2 krówka 3 krówka 4 krówka 5

Tak wygląda lokal z Tęczowej od środka. Malutka miejscówka, z kilkoma stolikami. W środku przyjemnie, słonecznie i czysto. Ceny typowo barowe, więc na początek zamawiam ulubioną zupę pomidorową oraz pół porcji pierogów ruskich i pół z mięsem. W sumie za całość zapłaciłem 14,40 zł.

Zupę dostajemy właściwie od ręki, zaraz po zamówieniu, z kolei pierogi są do odbioru po kilku minutach.

krówka 6 krówka 7

Pierwszą łyżkę prawie że wyplułem. Nie, nie dlatego, że była gorąca, ale zwyczajnie okazała się fatalna. Potwornie ciemna, na pewno nie mająca koloru świeżych, dostępnych w tym okresie pomidorów. Ewidentnie zrobiona z przecieru, fatalnego przecieru i doprawiona jakimiś bliżej nieznanymi ulepszaczami. Przyznam, że gorszej pomidorówki we Wrocławiu jeszcze nie jadłem.

krówka 8 krówka 9 krówka 10

Po tym co spotkało mnie przy zupie, w mojej głowie już kołatała się myśl, że w tym miejscu więcej to już raczej nie zjem. Wydawało się, że Krówki w moich oczach nie uratuje już nic, ale nastąpił zupełnie nieoczekiwany zwrot akcji. Pierogi które pojawiły się na moim stole okazały się bardzo smaczne, te z mięsem wręcz doskonałe.

Pierogi zostały okraszone akurat często spotykaną w barach mlecznych rozgotowaną papką cebulową, ale na szczęście została ona zepchnięta na dalszy plan przez smak pierogów. Ruskie były pieprzne, lekko serowe, może nie jak ‚babcine”, ale na poziomie. Ciasto mogłoby być bardziej cienkie, ale i tak jest delikatne i dobrze komponuje się z farszem.

Natomiast pierogi z mięsem podbiły moje serce. Przy każdym kolejnym gryzie szeroko otwierałem oczy ze zdziwienia. Świetny smak delikatnego mięsa, które, co ważne – nie było suche, z dodatkiem marchewki i dużej ilości przypraw, m.in. wyczuwalnego pieprzu i majeranku. Jadałem lepsze w kilku miejscach, ale tym naprawdę niewiele brakuje do ideału.

Jako że pierogi uratowały honor Krówki, w jednym z kolejnych dni udałem się do drugiego lokalu baru Krówka, tym razem przy ul. Kościuszki.

krówka 11

Od wejścia wita nas „potykacz” z informacją o bardzo dobrych pierogach, co, jak się okazało, faktycznie jest prawdą. Na Kościuszki postanowiłem jednak spróbować czegoś innego, żeby mieć szerszy pogląd na całokształt baru.

Ceny zup minimalnie różnią się w obu lokalach. Za żurek zapłaciłem 5 zł, natomiast flaczki 9 zł. Do tego domówiłem jeszcze zestaw fileta z kurczaka z ziemniaczkami i surówką w cenie 13,90 zł.

Na zupę ponownie nie musiałem za długo czekać, natomiast filet w czasie spożywania żurku właśnie się smażył, o czym świadczyły dochodzące z kuchni odgłosy.

krówka 12 krówka 13

Niestety, w tym momencie spotkała mnie kolejna niemiła niespodzianka. Żurek po pierwsze był tak gorący, jak tylko może być po wyjęciu z mikrofali, a do tego zwyczajnie tłusty. Oczywiście, żurek nie należy do najlżejszych zup na świecie, ale tłuszcz w tej zupie był prawdopodobnie zwykłym olejem, który tworzył osobną, kilkumilimetrową warstwę. Smak nijaki, zabity przez tłuszcz. Nie okazał się ani kwaśny, ani smaczny, a kiełbasą okazały się jakieś skrawki. Kolejny raz potwierdza się, że najlepiej w barach mlecznych sprawdza się sposób przygotowywania jednej zupy dziennie. Wtedy na pewno jest świeża i o wiele smaczniejsza.

Żurku nie zjadłem do końca, liczyłem więc na nagrodę w postaci smacznego kurczaka w panierce.

krówka 14 krówka 15

 

Pierś, mimo że nie za mocno doprawiona, spełniła moje oczekiwania, ponieważ byłem niesamowicie głodny. Była dobrze wysmażona, nie zeschnięta i sporej wielkości. Do tego świeżutkie ziemniaki posypane koperkiem i surówka coleslaw. Co prawda niezbyt pasująca do całego dania, ale niezła, lekko słodkawa.

Na koniec skosztowaliśmy jeszcze wziętych na wynos flaczków, ale przez grzeczność, nie będziemy wam nawet przedstawiać ich zdjęcia, a tym bardziej opisywać smaku, dramat.

Krówka Bar jawi się nam jako bardzo niedopracowana. Smak potraw jest albo niedoprawiony, albo totalnie nietrafiony. Krówka broni się zdecydowanie smacznymi pierogami, ale totalnie nawala przy zupach. Próbowaliśmy trzech i żadna nie okazała się choć trochę smaczna. Spokojnie mogę wam polecić udanie się do Krówki na pierogi lub pierś z kurczaka, ale z zaznaczeniem, żeby była doprawiona solą i pieprzem. Zupy to odrębna historia, o której lepiej zapomnieć.

Krówka Bar

ul. Tęczowa 84

ul. Kościuszki 6

 

Bazylia, czyli najbardziej przystępny multifood

Po trzech poprzednich punktach mojego rajdu po wrocławskich multifoodach mogłem czuć pewien niedosyt, ponieważ właściwie o żadnym z tych miejsc nie mógłbym powiedzieć, że cena oraz jakość jedzenia idą w parze. Czwartym miejscem tego typu, które postanowiłem odwiedzić okazała się umiejscowiona na Rynku, bardzo studencka Bazylia.

Pierwsza część – Multifood STP

Druga część – Cynamon Bar

Trzecia część – Kuchnia Marche Express

Bazylia, z racji dobrej lokalizacji oraz bliskości Uniwersytetu cieszy się od kilku lat sporą popularnością. Ostatni raz byłem w tym miejscu jakieś 4 lata temu, ale z tego co pamiętam z tamtych czasów, wiele się nie zmieniło. Wystrój jest mocno minimalistyczny, Bazylia właściwie wzorowana jest na studenckich stołówkach. Ułożone w rzędy stoły, „ikeowe” krzesła i wózek do wywożenia brudnych talerzy.

Pierwszym, ale bardzo pozytywnym zaskoczeniem jest cena. Niższa od pozostałych multifoodów. Za kilogram jedzenia w Bazylii zapłacimy 25,90 zł, czyli o 7 złotych mniej niż w STP, Cynamonie i Marche. Wybór dań jest większy niż w STP, ale już w Cynamonie i Marche mamy możliwość wybierania spośród większej ilości opcji.

bazylia 1 bazylia 2 bazylia 3 bazylia 4

Nie jest jednak źle. Od naszego smaku zależy czy zdecydujemy się na dania mączne, wegetariańskie, mięsa lub ryby. Starałem się nabrać różnorodnych potraw, żeby jak najrzetelniej ocenić jedzenie w Bazylii.

bazylia 6

Na pierwszy ogień idzie zupa kalafiorowa za całe 2,50 zł. Całkiem spora miska. Niestety, akurat zupa nie podeszła mi wcale. Z dużą pewnością mogę stwierdzić, że była ugotowana na sztucznych kostkach. W środku napotkamy sporo warzyw, ale jest tak słona, że ciężko ją zjeść. Na szczęście, im dalej, tym lepiej.

bazylia 5 bazylia 7

 

Zdecydowałem się zarówno na mięso, jak i dania mączne oraz surówki. Wybrałem kolejno:

pierogi ruskie, czyli danie będące niejako wyznacznikiem jakości wszelkiego rodzaju barów mlecznych oraz stołówek. W Bazylii ruskie są wyjątkowo smaczne, mocno doprawione. Ciasto jest nieco za grube, ale pieprzny i bardzo serowy farsz decyduje o tym, że pierogi są smaczne.

penne w sosie śmietanowo-brokułowym. Fajne danie, które spokojnie mógłbym zamówić jako osobne w każdej restauracji. Kremowy i gęsty sosik świetnie podkreśla lekko czosnkowy smak brokułów. Makaron, który nie jest przegotowany genialnie miesza się z sosem, tworząc pyszną potrawę.

placek ziemniaczany, ale nietypowy. Z dodatkiem grochu i papryki. Mięciutki wewnątrz i chrupiący na zewnątrz. Mocno warzywny i dobrze doprawiony.

kopytka z pietruszką. Fajny, domowy dodatek, urozmaicony dużą ilości pietruszki, której kopytka zawdzięczają lekko zielony kolor.

kurczak z warzywami. Jak dla mnie – absolutny hit. Nakładając to danie miałem pewne obiekcje, ale okazało się, że trafiłem w dziesiątkę. Paski z piersi kurczaka duszone z warzywami. Kurczak jest niezwykle aromatyczny, przesiąknięty smakami m.in. papryki.

kasza jaglana. Sypka kasza z dodatkiem dużej ilości papryki w proszku. Bardzo dobre uzupełnienie mięsnych dań.

surówka z białej kapusty. Chrupiąca i z mnóstwem świeżej, zielonej pietruszki, świetna.

skrzydełko BBQ. Upieczone skrzydełko z delikatnym mięsem i przypieczoną skórką. Marynata BBQ daje ciekawy, słodki smak, aczkolwiek jak dla mnie, brakuje nieco ostrości.

Za ważącą 0,488 g całość zapłaciłem 12,64 zł plus 2,50 za zupę, w sumie 15,14 zł. Uważam, że cena za wybraną ilość jedzenia oraz jego jakość jest uczciwa. Mój portfel nie został uszczuplony aż tak bardzo jak w poprzednich, droższych multifoodach, a wyszedłem zadowolony. O niskiej cenie za kilogram decyduje głównie nastawienie na studentów z pobliskiego Uniwersytetu oraz rywalizacja z odległym o kilkadziesiąt metrów „Misiem”.

W Bazylii, mimo że zapłaciłem najmniej, wcale nie zjadłem najgorzej. Wręcz przeciwnie, dania są smaczne, mają swoje wyraziste smaki i, co ważne – nie są zimne, kiedy zaczynamy jeść. Potrawy nie zdążą wystygnąć, ponieważ kolejka idzie dość sprawnie, ale biorę oczywiście poprawkę na to, że nie byłem w Bazylii podczas największego natężenia studentów.

Na plus dla Bazylii przemawia duża różnorodność potraw mięsnych oraz surówek. Trzeba powiedzieć sobie jasno – Bazylia – jak każdy inny multifood – jest typową jadłodajnią z dużym przerobem, słabszymi oraz mocniejszymi punktami. Jeśli potrzebujecie zjeść coś na szybko, a jesteście w pobliżu Rynku lub jesteście studentami, warto zajrzeć do tego miejsca, które bije na głowę choćby mieszczące się na tej samej ulicy STP, gdzie jedzenie zazwyczaj jest gumowe i nasiąknięte tłuszczem.

Bar Bazylia

ul. Kuźnicza 42

www.bazyliabar.pl

facebook.com/Bazylia

Cynamon, czyli multifood na poziomie

Obiecałem wam krótka serię o restauracjach typu multifood we Wrocławiu, więc dotrzymuję słowa i dzisiaj zapraszam na jej drugą część, czyli wizytę w Barze Cynamon, znajdującym się w budynku Grunwaldzki Center.

Pierwsza część – Multifood STP

Pierwsze co rzuca się w oczy, to zdecydowanie większy wybór, niż w Multifood STP. W ogóle wydaje się być jakoś czyściej, po prostu normalniej. Kucharze przygotowują potrawy właściwie na naszych oczach, co chwilę dorzucając kolejne dania, których jest naprawdę sporo.

Cynamon 2 Cynamon 3 Cynamon 6 Cynamon 7 Cynamon 8

 

Podobnie jak w STP, w Cynamonie zjawiłem się w momencie największego obłożenia, podczas pory obiadowej. I faktycznie, klientów jest multum, oczekiwanie w kolejce mocno się wydłuża, przez co niektóre dania już po zapłaceniu nie są najcieplejsze. Ten element w Cynamonie jest zdecydowanie do poprawy. Myślę, że w okresach takiego obłożenia, wystarczyłoby uruchomić trzy kasy zamiast jednej.

Co wybrałem tym razem?

Cynamon 4

Zupa pomidorowa z ryżem za 3,50 zł. Kwaskowa, dobrze doprawiona, z dużą ilością pietruszki. Bardzo dobra, w świetnej cenie, no i spora porcja.

Cynamon 1

Tym razem także zdecydowałem się na dania bardziej jarskie, bez mięsa. Z mięsnych potraw do wyboru były m.in. pałki z kurczaka, polędwiczki z kurczaka w panierce i lasagne. Wybrałem jednak co innego, akurat to, na co miałem ochotę.

krokiet z pieczarkami i serem. Świetny, świeżutki, z doskonale rozpływającym się żółtym serem i aromatycznymi, dobrze doprawionymi pieczarkami. Farszu nie było za dużo, dobrze trzymał się w chrupiącym naleśniku.

pierogi ruskie. Nie wierzyłem, że w takim miejscu pierogi mogą być smaczne – a jednak. Mocno pieprzne, nie jedynie ziemniaczane, a z wyczuwalnym białym serem, do tego okraszone chrupiącą zeszkloną cebulką. Nie genialne, ale naprawdę dobre.

placek ziemniaczany. Niestety, po dłuższym oczekiwaniu w kolejce, okazał się zimny. Na całe szczęście – w przeciwieństwie do STP – był to prawdziwy placek ziemniaczany, z dużą ilością cebulki i mocno czosnkowy.

carbonara z makaronem cellentani. Zdecydowanie najmocniejszy punkt Cynamonu z tych, które miałem okazję spróbować. Co prawda, podobnie jak placki, nieco wystygł, ale makaron był genialny. Kremowy sosik z posmakiem cebulki i boczku – świetny. Mogłem tylko żałować, że nie nałożyłem więcej.

kluski śląskie. Mięciutkie i delikatne, choć jakby gotowane w nieposolonej wodzie.

Cynamon 5

surówka z białej kapusty. Przede wszystkim świeża, lekko słodkawa, po prostu smaczna.

Na koniec najfajniejszy punkt multifoodów, które nie mają stałego menu, a w dużej mierze – przynajmniej jako dodatki – stosowane są warzywa sezonowe. Ja akurat trafiłem na moje ulubione: fasolkę szparagową i kalafior, obtoczone oczywiście w bułce tartej. Smakują wyśmienicie, widać, że cieszą się sporą popularnością, ponieważ były co chwilę dokładane.

Mimo że nie zaprezentowałem wam żadnego dania mięsnego, Cynamon zrobił na mnie dobre wrażenie, zdecydowanie lepsze niż STP. Wydaje się, że kucharze podchodzą tutaj do swoich obowiązków rzetelniej, i przykładają się do przygotowywania potraw oraz ich doprawiania. Właśnie, dania w Cynamonie mają smak, nie każda potrawa smakuje tak samo, czego nie można powiedzieć o STP. Jedzenie nie jest też nasiąknięte tłuszczem.

Ile kosztuje kilogram jedzenia? Dokładnie 32,89 zł, czyli właściwie tyle samo co w każdym innym multifoodzie. Zupa to dodatkowe 3,50 zł.  Za wybrane przeze mnie dania zapłaciłem 17,63 zł (0,536 kg) plus za zupę. Podobne pieniądze jak w STP, ale zdecydowanie lepiej wydane. Choć i tak wydaje mi się, że ceny są zbyt wysokie, ponieważ w tej samej cenie można zjeść o wiele fajniejszy obiad w wielu miejscach, który będzie przygotowany dopiero po złożeniu przez nas zamówienia.

W kolejnych dniach zapraszam na relację z multifoodu Kuchni Marche Express oraz Smaków Azji.

Cynamon Bar

pl. Grunwaldzki 23-27
(wejście od ul.Norwida)

www.cynamonbar.pl

 

Bar Smaczek, czyli „wszystko robimy sami”

Szukam, szukam, i znaleźć nie mogę lepszych barów mlecznych od Domowych Obiadów na Sępa Szarzyńskiego i Jak u mamy na Łokietka. Większość z takich osiedlowych barów zachęca na ulotkach i witrynach hasłami o własnym wyrobie wszystkich dań z oczywiście samych świeżych składników, bez dodatku glutaminianu sodu. Niestety, mało kto robi to naprawdę rzetelnie, a już to z czym spotkałem się w Barze Smaczek przy ul. Nowowiejskiej, przeszło wszelkie wyobrażenie.

Bywałem w tym miejscu już dawno temu, ale wówczas bar prowadził ktoś inny, raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem. Tym razem trafiło na młodych ludzi, z których pani zajmuje się przyjmowanie i podawaniem zamówień, a pan, zapewne mąż, gotuje na kuchni.

Foto - gazeta.pl

Foto – gazeta.pl

Wnętrze lokalu jest do bólu surowe, z czterema stolikami umiejscowionym w taki sposób, że jeśli każdy z nich jest zajęty, ciężko znaleźć sobie wolny centymetr, aby przesunąć krzesło. No nic, to akurat dość standardowa rzecz w barach mlecznych.

Z menu głośno wołają do nas informacje na temat nieużywania w tym miejscu półproduktów.

20140613_103122

20140613_103136

W Smaczku pojawiłem się trzykrotnie. Najpierw spróbowałem zachwalanych przez kilka osób pierogów ruskich za 9,50 zł. W kolejnych dniach skusiłem się na tortillę z piersią panierowaną za 10 zł oraz zupę dnia za 4 zł, a także moją ukochaną potrawę z dzieciństwa – placki ziemniaczane ze śmietaną w cenie 7,50 zł.

Na pierwszy ogień idą ruskie. Porcja faktycznie jest ogromna, pomimo tego, że składa się z tylko 6 pierogów.

smaczek 1

Pierogi okraszone są świeżo usmażoną, chrupiącą cebulką i wyglądają nieźle, faktycznie można uwierzyć, że są przygotowywane na miejscu. Po pierwszym kęsie zaczynam jednak mieć wątpliwości. O ile ciasto faktycznie jest mięciutkie i smaczne, tak z farszem jest coś nie tak. Nie jest jasny, a żółty, jakby naładowany vegetą i zbyt dużą ilością ziemniaków. Ogólnie da się je oczywiście zjeść, ale zachwyty są zdecydowanie przesadzone. Typowe, przeciętne barowe pierogi, które i tak stoją raczej po stronie mocniejszych punktów tego baru.

Kolejna próba, czyli tortilla z kurczakiem panierowanym i warzywami. Skład nieco zaskakuje, odbiega od standardowego zestawu do tego typu tortilli. W środku znajdziemy sałatę, ale i rzodkiewkę oraz świeżego ogórka.

smaczek 2

Po około 10 minutach na moim stoliku ląduje zawinięta w folię aluminiową, przypieczona na grillu tortilla z dodatkiem sosu czosnkowego. Słusznych rozmiarów tortilla prezentuje się całkiem, całkiem, niestety w środku jest nieco gorzej. Całość zalana jest hektolitrami sosu, przez co placek bardzo szybko nim nasiąka i niemożliwym staje się zjedzenie go bez użycia sztućców. Plus za dodatki w postaci m.in. rzodkiewki, minus za ilość sosu i „ugotowanie” sałaty w środku. Bardzo nie lubię, kiedy wkłada się do tortilli sałatę, a później wszystko podgrzewa, ponieważ dodatki robią się  miękkie i nie mają nic wspólnego z chrupkością. Mogłaby to być fajna tortilla, ale trzeba nad nią mocno popracować.

smaczek 3

Jeśli po dwóch pierwszych dniach wahałem się czy warto odwiedzać Bar Smaczek częściej, to po ostatniej wizycie i spróbowaniu zupy ogórkowej oraz placków „ziemniaczanych”, stwierdziłem, że już tam nie wrócę.

smaczek 4

 

Zaczynamy od zupy ogórkowej. Nie za bardzo wiem tylko z jakich ogórków była zrobiona. Stawiam na te kiszone, które można kupić w Biedronce za 1,50 zł. Ogórkowej wziąłem kilka łyżek i oddałem, bo zwyczajnie nie da się jej zjeść. Nie jest kwaśna, bardziej gorzka, zapewne od fatalnych, tanich ogórków, pokrojonych w kosteczkę. To też nowinka, bo zazwyczaj spotykałem się z ogórkami startymi na grubym ostrzu tarki. Nie jest to jednak oczywiście zarzut.

Być może na smak ogórkowej wpływ ma także to, że poza marchewką nie ma w niej właściwie żadnych innych warzyw. W moim talerzu znalazłem jednego ziemniaka, selera czy pietruszki nie uświadczyłem. Za to mąki, od której zupa jest bardzo gęsta, jest tu od groma. Nie dam też sobie głowy obciąć, że zupa była gotowana na mięsie, raczej na kostkach. Najgorsza ogórkowa, jaką było mi dane jeść w życiu.

Nic jednak nie przebija tego, co została mi podane po zupie, prawdziwy hit. Niestety, muszę was przeprosić, ale z całego tego szoku zrobiłem totalnie rozmazane zdjęcie, więc dla przybliżenie pokażę wam na zdjęciu poniżej jak wyglądało owo danie, nazwane niesłusznie plackami ziemniaczanymi.

5824b0b0-placki_preview

 

Akurat na punkcie placków ziemniaczanych jestem bardzo przeczulony, więc przed zamówieniem zadałem pytanie: czy sami robicie placki? W odpowiedzi padło sakramentalne: TAK. Ok, więc z chęcią spróbuję.

Mija ponad 10 minut i oto moim oczom ukazują się wspomniane wyżej cuda, uformowane w idealne okręgi, usmażone we frytkownicy, bez cebuli, bez smaku, twarde jak cholera. Tak, to zdecydowanie domowe, ucierane własnoręcznie domowe placki ziemniaczane… Tragedia w czterech odsłonach, bo właśnie cztery placuszki składają się na jedną porcję. Typowe placki z mrożonki, stosowane w najpodlejszych barach. Ostatni raz z własnej woli zdecydowałem się zjeść takie jeszcze w czasach studenckich, w barze na wrocławskim AWF-ie. Wtedy każda sztuka kosztowała 1 zł.

Niestety, zaczęło się znośnie, ale im dalej w las, tym gorzej. Bar Smaczek czeka zapewne podobny los do poprzednich barów mieszczących się w tej lokalizacji, czyli upadłość. Chyba, że ktoś w końcu pójdzie po rozum do głowy i przestanie okłamywać klientów.

 

Bar Smaczek

ul. Nowowiejska 71/1 B

facebook.com/Bar-Smaczek

Pierogowo, czyli pierogów brak.

Kontynuuję dzisiaj przegląd wrocławskich barów z jedzeniem w niezbyt wygórowanych cenach, w których jadam regularnie, głównie w ciągu tygodnia, z racji pewnych ograniczeń finansowych. Tanio nie znaczy źle, o czym przekonałem się m.in. w Domowych Obiadach na Sępa Szarzyńskiego. Kolejnym miejscem, jakie postanowiłem odwiedzić okazało się Pierogowo, czyli miejscowa sieć, obejmująca pięć lokali na terenie całego Wrocławia. Korzystając z bliskości miejsca pracy, wybrałem lokal przy ul. Ołbińskiej na Śródmieściu.

Sam lokal urządzony jest dość skromnie, w typowym dla osiedlowych barów klimacie, z kilkoma stolikami i metalowymi krzesłami. Do Pierogowa musiałem robić dwa podejścia. Za pierwszym, w sobotę, wybrałem się w okolicach około południa, i jakież było moje zdziwienie, kiedy chcąc zamówić pierogi ruskie i z mięsem, usłyszałem, że zostały tylko te z… płuckami. Pierogarnia bez pierogów, tego nie doświadczyłem jeszcze nigdy.

Nic to, nie zniechęcony postanowiłem dać barowi jeszcze jedną szansę. Tym razem w ciągu tygodnia, w porze obiadowej. Menu prezentuje się następująco.pierogowo menuRozpoczynam od zupy. Pytam o dostępne i otrzymuję informację, że zostały tylko żurek i kołduny, czyli dwie z pięciu. Znów marna dostępność. Decyduję się na żurek za 6 zł, do tego domawiam porcję ruskich za 10,30 zł oraz surówkę z białej kapusty za 2 zł.

W barze, oprócz mnie znajdowało się jeszcze kilka osób, a kolejne dochodziły, co mogłoby oznaczać, że Pierogowo cieszy się sporą sympatią mieszkańców z okolicznych dzielnic. Przy barze otrzymuję informację, że wszystkie pierogi lepione są na miejscu, domowymi sposobami. Mimo wszystko zamówiłem bezpiecznie tylko ruskie, z myślą, że jeśli zasmakują, odważę się na te z mięsem.

Oczekiwanie trwa kilka minut, co jest zrozumiałe ze względu na sporą ilość klientów. W końcu otrzymuję moją zupę.

pierogowo żurekZupa na pierwszy rzut oka jest zbyt rzadka i, jak dla mnie, pływa w niej za dużo kiełbasy. Żurek smakuje jednak wyśmienicie, i muszę przyznać, że dawno nie jadłem tak dobrego, a już na pewno nie w takiej cenie. Może kiełbasa nie jest pierwszych lotów, zbyt tłusta i twarda, ale doprawienie żurku jest wzorowe. Zupa jest mocno pieprzna, ze sporą ilością uwielbianego przeze mnie majeranku i kwaskowa. Za tę cenę, warto przyjść tutaj choćby tylko na ten żurek.

No właśnie, niestety jak dla mnie tylko na żurek, bo pierogi to już inna, niższa półka.

pierogowo ruskie 1

 

Porcja ruskich jest ogromna, składa się z ośmiu pierogów posypanych świeżą pietruszką i polanych skwarkami z cebulką. Wyglądają jeszcze jako tako, ale po pierwszym gryzie już wiem, że smakują fatalnie. Po pierwsze – skwarki są tak twarde, że nie da się ich rozgryźć, cebulka znowu miękka, na pewno nie prosto z patelni. Po drugie – ciasto, grube i twarde. No i po trzecie – farsz, czyli coś przypominającego dziwną mieszankę sera białego i ziemniaków, niestety źle wymieszaną.

pierogowo ruskie 2

Co gorsza, nie mogę uwierzyć w lepienie tych pierogów na miejscu. Jest to raczej typowa maszynowa praca, a jestem niemal pewny, że dokładnie te same pierogi można zakupić na wagę w marketach PSS Społem, a wcześniej właściwie identyczne jadłem w dość podłym barze studenckim podczas nauki na wrocławskim AWF-ie.

Pierogi właściwie nie smakują niczym, a jeśli gdzieś przebija się lekko pieprzowy smak farszu, to od razu zabija go fatalne ciasto. Od takich pierogów należy trzymać się z daleka, zwłaszcza w miejscach, które pierogami chwalą się w swojej nazwie.

Poza żurkiem, jedynym pozytywnym elementem obiadu w Pierogowie okazała się surówka z białej kapusty. Lekko słodka, chrupiąca i świeża, ze świetnie przebijającym się smakiem natki pietruszki.

pierogowo surówka z białej kapusty

Całość oceniam fatalnie, pomijając świetny żurek i surówkę. To jednak za mało jak na pierogarnię. Raczej nie wrócę już spróbować tutejszych zachwalanych przez personel pierogów zbójnickich i z mięsem. Nie ta bajka.

 

Pierogowo

ul. Ołbińska 2 B

pierogowo.com

facebook.com/PierogowoweWrocławiu

 

Bar Pierożek, czyli ruskie bez smaku

W poszukiwaniu pierogów idealnych zwiedziłem już sporo miejsc we Wrocławiu. Obserwacje nie są zbyt optymistyczne, ponieważ w większości miejsc, pierogi – niby lepione na miejscu – są fatalnej jakości, bez smaku, z niedokładnie zmieszanymi grudami sera, po prostu słabizna. Najlepsze ruskie we Wrocławiu jadłem do tej pory w Kozackiej Chatce oraz barze mlecznym Domowe Obiady, a także, czym was pewnie zdziwię – w barze Nagi Kamerdyner, mieszczącym się przy ul. Św. Mikołaja, pod Mananą. W tym miejscu jadam jednak zazwyczaj po lekkim spożyciu, więc odczucia mogą być nieco inne od standardowych.

Kolejnym przystankiem tychże poszukiwań okazał się Bar Pierożek, usytuowany przy ul. Poniatowskiego, niedaleko Placu Bema. Pierwszą niedogodnością, która spotyka nas w tym miejscu jest problem z zaparkowaniem auta. Ciężko znaleźć miejsce w promieniu kilkuset metrów. Nic to, jakoś udaje się ulokować auto, więc udaję się do zachwalanego przez kilka osób Pierożka.

Ze strony internetowej baru możemy dowiedzieć się, że to w sumie taka mała sieć, posiadające swoje lokale także w Sosnowcu i Opolu. Z kolei menu przedstawia się następująco:

317078_160782040684452_2134431733_n

Dodatkowo, w ofercie znajdują się także krokiety, które są w czołówce moich ukochanych dań. Postanawiam więc spróbować jednego z kapustą i grzybami.

Sam lokal jest dość spory jak na taki bar oraz czysty, co także nie jest standardem. Mimo około 10 stolików, w momencie kiedy przyszedłem, ciężko znaleźć wolne miejsce. Jako że to moja pierwsza wizyta w tym miejscu, zamawiam bezpiecznie pierogi ruskie i wspomnianego wcześniej krokieta. Porcja ruskich to 7,50 zł, czyli bardzo przystępna cena. Krokiet, bez barszczu to kolejne 4,50 zł.

Klientów obsługują dwie panie, a w kuchni uwija się człowiek zajmujący się gotowaniem pierogów i smażeniem krokietów oraz naleśników. Z tego co wypatrzyłem, pierogi są podzielone na porcje i przetrzymywane w woreczkach w lodówce. Jeśli chcemy zamówić pierogi z owocami, co chciałem uczynić, czas oczekiwania wydłuża się do 15 minut, ponieważ są to pierogi mrożone.

Zwalnia się miejsce, siadam, czekam kilka minut, i słyszę wołanie. Mój krokiet jest już usmażony i gotowy do odebrania. 2014-05-13_16.54.43

Uwielbiam chrupiącą panierkę w krokietach i ta w Pierożku jest świetna. Nie jest przetłuszczona, chrupie i tyle… Przyznam, że jeszcze nie spotkałem się z tak zawiniętym krokietem. Po przekrojeniu okazuje się, że w środku znajdziemy tylko mnóstwo napchanego farszu, bez grama ciasta. Kapusta z grzybami zostały zawinięte, a nie zrolowane, co dla mnie nie jest najlepszym rozwiązaniem. W efekcie, ciasta z panierką możemy tutaj posmakować tylko przez chwilę, kiedy kroimy akurat zewnętrzne części krokieta. Natomiast w połowie jemy właściwie tylko coś  a’la bigos, zresztą dość wątpliwej jakości, bez wyrazu i smaku.

Chwilę po krokiecie, mogę odebrać pierogi.

2014-05-13_16.56.13

Już pierwsze zerknięcie na pierogi nieco mnie odrzuca. Nie znoszę cebulki przerobionej na papkę, jakże typową dla tego rodzaju barów. Podczas stania w kolejce zwróciłem uwagę na sposób przygotowania tej okrasy i lekko się zszokowałem. Cebulka nie jest podsmażana na patelni, a duszona w rondelku, który jest nią wypełniony do połowy. Nie ma to nic wspólnego z zeszkloną, słodką cebulką, a bardziej z czymś na wzór cebulowej marmolady.

Próbujemy. Pierwszy gryz niestety uświadamia mnie, że ciasto w moich pierogach zostało rozgotowane. Trudno, to jeszcze bym przeżył, gdyby farsz był wspaniały. Wspaniały jednak nie był. Farsz przypomina jakąś bliżej nieokreśloną papkę ziemniaczaną, z małym dodatkiem sera białego i bez cebuli, której przynajmniej u mnie nie było. I przede wszystkim – smak farszu miesza się ze smakiem ciasta, ciężko odróżnić jedno od drugiego. Brak tu sporej ilości pieprzu i soli oraz cebulki w środku.

Jak na mój smak, takie pierogi są nie do przyjęcia. Porcja dość standardowa, ani za wielka, ani za mała. Smak, a właściwie jego brak decyduje tutaj o wszystkim, a kropkę nad i stawia cebulka, którą polane są pierogi.

Spróbowałem zaledwie dwóch rzeczy w Pierożku, ale żadna nie była przygotowana właściwie i ze smakiem. Rozgotowane ciasto w pierogarni to strzał w kolano, a cebulka w tej formie dodatkowo w stopę. Czas poszukać kolejnych miejsc, w których bardziej dba się o klienta, niekoniecznie zupełnie bezsmakowymi pierogami.

 

Bar Pierożek

ul. Poniatowskiego 3

facebook.com/BarPierozekWroclaw

Kozacka chatka, czyli domowo i smacznie

Przejeżdżając kilkukrotnie obok Kozackiej Chatki korciło mnie, aby wstąpić i spróbować ich specjałów, ale zazwyczaj brakowało czasu. Ostatnio jednak, zachęcony opiniami o tym barze, postanowiłem zatrzymać się na chwilę przy budce na ulicy Wejherowskiej i coś zjeść.

Co ciekawe, Kozacką Chatkę, specjalizującą się w kuchni ukraińskiej i krymskiej, prowadza dwie rodowite Ukrainki, pochodzące z Zaporoża. Już ten fakt zachęca do odwiedzenia ich barów. Barów, bo Kozacka Chatka to dwie odsłony. Jedna na wspomnianej już ulicy Wejherowskiej, a druga na Energetyków.

Kozacka chatka w swojej ofercie ma głównie dania oparte na mięsie wieprzowym, za którym delikatnie mówiąc, nie przepadam. Chyba jednak każdy może tu znaleźć coś dla siebie. W menu znajdziemy m.in. wareniki ze szpinakiem, pielmieni z mięsem lub łososiem, czyli potrawy podobne do naszych pierogów. Do tego codziennie dwie zupy, najczęściej barszcz ukraiński i kapuśniak, a także ukochane w naszym kraju pierogi ruskie.

Lokal przy Wejherowskiej jest malutki i wygląda tak.

L1002431g

Nie ma szału, ale to jedzenie ma nas zadowolić, a nie wygląd. W środku możemy wybrać jeden z kilku stolików, obowiązuje samoobsługa. Podchodzimy do baru, gdzie natrafiamy na takie menu.

aaaaaaa

Ceny, jak na dość skromne miejsce, nie najniższe, wręcz wysokie w porównaniu z typowymi barami mlecznymi. Zamawiam pierogi ruskie oraz barszcz ukraiński. Ciekawe, że w zależności od dnia ceny niektórych potraw wahają się o ok. 1 zł.

Czas oczekiwania na zupę? Otrzymuję miskę właściwie od ręki, a miła obsługa pyta czy do barszczu dodać gęstej śmietany oraz koperku. Uwielbiam i jedno, i drugie, więc oczywiście proszę o dodanie.

kozacka chatka barszcz

Barszcz różni się od tego znanego z polskich domów, a przynajmniej tych, w których ja jadałem. Jest bardzo gęsty, z ogromną ilością warzyw. Nie trudno wypatrzyć buraki i fasolę czerwoną, których jest naprawdę sporo. Zupa smakuje genialnie, bez żadnej przesady. Jest lekko kwaśna, dzięki pomidorom, ale z przebijającą się słodyczą oraz ostrością, jakiej dodają papryczki chili. Dodatkowo w misce natrafiamy na kawałki wołowiny, na której gotowana jest zupa.

Po zjedzeniu ciężko już narzekać na cenę – 10 zł. Właściwie to sama zupa wystarczyłaby za cały obiad. Jest niezwykle syta, ale ciężko się od niej oderwać. Fantastyczny smak.

Na drugie danie zamówiłem pierogi ruskie w cenie 13 zł za 7 sztuk. Chwilę po zjedzeniu zupy, pierogi już są do odbioru.

kozaka chatka pierogi

Okraszone podsmażoną cebulką pachną obłędnie. Pierwszy gryz? Doskonały. Dobrze doprawiony farsz, z dużą ilością cebuli i pieprzu, dokładnie taki, jak lubię. Porcja jest spora, ciężka do zjedzenia po sytej zupie. Jeśli chodzi o farsz, pierogi z Kozackiej Chatki wyprzedzają konkurencję o kilka długości. Naprawdę ciężko się do czegoś przyczepić. Nieco słabiej wypada ciasto, które jak dla mnie jest za grube. Jednak jako całość, pierogi są świetne.

kozackachatka pierogi 2

Sądząc po smaku barszczu i pierogów, stawiam, że pozostałe dania, typowo ukraińskie, także smakują doskonale. Postaram się więc zjawić w tym miejscu jeszcze nie raz i wypróbować czegoś innego.

Z czystym sumieniem mogę polecić Kozacką Chatkę, zwłaszcza wielbicielom wszelkiego rodzaju potraw w stylu pierogów, a na barszcz ukraiński warto przyjechać nawet z drugiego końca miasta.

Kilku rzeczy na temat Kozackiej Chatki możecie dowiedzieć się z tego filmiku:

 

 

Kozacka Chatka

ul. Wejherowska 19 A

facebook.com/KozackaChatka